Maciej
Moim zdaniem każdy przeżyty dzień jest cudem, nie tylko dla osób doświadczonych chorobą nowotworową ale dla wszystkich. Przecież można zginąć w wypadku czy zachorować na dużo poważniejsze schorzenie.
Rak nie oznacza wyroku,z tą chorobą można wygrać, trzeba mieć siły, motywację, mieć po co żyć, mieć przyjaciół którzy nas wspomogą itd.W mojej ocenie kluczowe jest nastawienie do życia. Jeżeli żyjemy nie krzywdząc innych nie musimy się niczego bać, zaakceptujmy fakt, że musimy walczyć i może zastanówmy się co choroba może dobrego wnieść w nasze życie. Fakt, iż doświadczyłem tej choroby odmienił moje postrzeganie wielu spraw. Bardziej doceniam drobne rzeczy, czuję że dostałem szanse od życia i chciałbym dać również coś innym osobom które potrzebują pomocy. Czuję się mocny bo wygrałem walkę ze sobą i chorobą – przynajmniej do dnia dzisiejszego.
O chorobie dowiedziałem się przypadkowo, badania okresowe. Nowa praca, wymarzona, wspaniali ludzie i cóż musiałem zwolnić. To takie poczucie niemocy, miałem tyle czasu aby chorować a wyszło akurat teraz. Choroba nie wybiera, postanowiłem zaplanować swoje życie uwzględniając leczenie.
Porozmawiałem z szefem, wyraziłem chęć kontynuacji pracy. Trafiłem na wspaniałego człowieka, jego dziecko walczy z rakiem mózgu więc podał mi rękę i dał szanse. To było dla mnie ważne i dawało energię do dalszej walki. Okazało się jednak, że chemioterapia płata figle i nie zawsze wszystko odbywa się terminowo. Z tym jednak dałem sobie radę. Kluczowa okazała się dieta.
Przygotowanie do chemii uważam za bardzo ważne. Dzień przed chemioterapią jadłem rzeczy lekko strawne, w dniu w którym miałem wlewy np. banan po kęsku na godzinę. Przygotowywałem mieszankę z płatków owsianych na wodzie plus owoce i pilnowałem aby coś w żołądku zawsze było. Uczucie głodu pozbawia sił więc czymś trzeba żyć. Przesadzić też nie można bo przewód pokarmowy reaguje różnie – albo zatwardzeniami albo biegunkami. Na chemię jeździłem sam, blisko bo zaledwie 20 km. Stresował mnie fakt, że bliscy znoszą to trudniej ode mnie i spędzają w szpitalu nieokreśloną liczbę godzin. Po powrocie do domu kąpiel, piżamką i łóżko. Po około 5h zaczynało być lepiej. Następny dzień rozpoczynałem od łyżki rosołku lub ryżu, rozgotowanych jabłek. Powolutku wracałem do formy. W trakcie chemii starałem się coś czytać, oglądać, robić cokolwiek. Od patrzenia w kroplówkę robiło mi się niedobrze a czas bardzo się dłużył, postanowiłem że nie mogę biernie czekać na koniec chemii i nakręcać się myślowo. Chemioterapia nie jest łatwa ale da się z nią funkcjonować. Przez 6 miesięcy co dwa tygodnie leczyłem kaca po chemii i wracałem do normalnego życia. Po dwóch miesiącach zgoliłem głowę na łyso, nie chciałem czekać aż wypadną mi włosy. Kumpel z pracy żartował, że chociaż raz ma więcej włosów ode mnie. Włosy jednak odrastały i zrezygnowałem z łysiny, okazało się że tak naprawdę wcale nie wypadają a jedynie tracą kolor. Miałem wielką motywację do walki z chorobą. W pracy i życiu codziennym wszyscy mi kibicowali, nie mogłem ich zawieść. Nigdy nie robiłem tajemnicy z choroby, ludzie są żądni sensacji i dowiedzą się. Bywali i tacy zadający niezręczne pytania ale zawsze uważałem, że choroba nowotworowa jest jak każda inna, może trudna w leczeniu ale do pokonania.
Poznałem wielu wspaniałych ludzi w szpitalu, miłe pielęgniarki i fantastycznych lekarzy. Spędzałem z nimi sporo czasu, starałem się nie stwarzać problemów. Trzeba zrozumieć innych pacjentów. Niech mają pierwszeństwo Ci, którzy przyjechali z odleglejszych regionów lub nie dysponują własnym środkiem transportu. Nawet teraz przy okazji wizyt kontrolnych lubię zamienić z personelem dwa słowa.
Dzieci były zaniepokojone sytuacją, zawsze rozmawiałem z nimi poważnie o tym co się dzieje. Nigdy nie ukrywałem, że wszystko może się skomplikować. Robiłem wszystko by dać im poczucie bezpieczeństwa, niech widzą, że walczę i niech mają przekonanie o dobrym wyniku końcowym. Najbliżsi przeżywają w różny sposób naszą walkę z chorobą. Nie zawsze wiedzą jak rozmawiać, jakich tematów unikać. Uważam, że trzeba być sobą, nie robić z choroby tajemnicy, to tylko choroba i nauczmy się mówić o naszych sprawach otwarcie. Dzięki temu otoczenie będzie reagować spontanicznie i kibicować nam w trakcie leczenia.
Każdy przeżywa swoje problemy indywidualnie. Według mnie optymizm pomaga w leczeniu, daje siły najbliższym, którzy być może bardziej się niepokoją niż my. Nie zapominajmy o uśmiechu, pozytywnie i dzielnie przyjmujmy diagnozy bo dzięki temu kontakt z lekarzami i personelem jest znacznie lepszy. Nie zadawajmy pytań typu dlaczego nas to spotkało ? innych spotykają przecież większe nieszczęścia, więc nie ma się co nad sobą użalać. Bez względu na to czy jesteśmy zdrowi starajmy się żyć tak, aby być przygotowanym na wszystko, aby mieć poczucie że nie zostają za nami nierozwiązane sprawy. I najważniejsze – cieszmy się z małych rzeczy dnia codziennego a wszystko jakoś się poukłada …
Pozdrowionka!